Strona główna
W górach Tajlandii cz.3
Tekst: Kajka wspierana przez Kokosza
Zdjęcia: Kokosz wspierany przez Kajkę
Dzieci na podwórku szkolnym szaleją. Krzycza, biegają ... to pozytywne skutki zabierania dzieciom komórek. Komórki przechowuje nauczyciel w pudełku i są dostępne w niezbędnych sytuacjach. Zauważyliśmy też wspólną modlitwę na zakończenie lekcji. Modlitwę prowadziła uczennica, nauczycielka stała w szeregu z uczniami. Szkoły widywaliśmy różne: nowe i wypasione lub stare i ze skromnym wyposażeniem - wszystkie wymagały mundurków. A w oczy rzucały się dobrze wyposażone i użytkowane boiska.
Tradycyjne budownictwo jest drewniane, dokładnie tekowe, piętrowe - na piętrze jest część sypialna, na dole tradycyjnie byla otwarta przestrzeń, teraz coraz częściej zabudowana na sklep lub garaż. Dach drewniany, eternit lub dachówka, czasem ryżowa strzecha lub ogromne liście. Tego typu budownictwo jest wyraźnie zastępowane prze murowane.
Samochody mają chyba wszyscy, często wypasione. Do bliskich dojazdów używa się skuterka.
Wszędzie poza Chiang Mai towarzyszą nam ciągłe śpiewy, gadania, przekomarzania dzikich ptaków. Widzimy wielokrotnie wiewiórki lub podobne do nich zwierzaki. Koło domów wylegują się przyjacielskie i niechude psy - to zaskoczenie, bo Tajlandia ma problem z bezdomnymi psami, ale wyglada, że przynajmniej nie są strasznie głodne... Kotów też sporo, są często w obróżkach. I w wielu miejscowościach widzimy piękne, kolorowe koguty, hodowane tu też do walk. Te z kolei są chude .... koguty i kokosze często trzymane są w średniej wielkości bambusowych klatkach stojacych na ziemi - kurczęta mogą wyjść na zewnątrz. Bawołów wolno ciągnących wóz nie dane było nam dostrzec, ale widzieliśmy te zwierzęta kilkakrotnie - w tym raz pływdddddające w jeziorze. Dużych dzikich zwierząt nie spotkaliśmy, w kilku górskich miejscach widzieliśmy ostrzeżenie przed sarnami. Podziwiamy za to wiele pięknych motyli i kwiatów, często nierozpoznawalnych przez nas.
Ryneczki żywnościowe ... poezja, czysta poezja. Zielenina świeżutka, suszona, kiszona; grzyby tysiąca odmian; rybki, mięso, żaby, węże, owady, larwy świeże i suszone. Żaby, węże i ryby również żywe. Stuletnie jaja. Żadnego nieprzyjemnego zapachu, prawie nie ma much, mimo trzydziestokilkustopniowego upału i nieużywania lodu.

Nie zaglądamy do ZOO, ośrodków dla tygrysów, gdzie można miziać te naszprycowane lekami koty. Zajrzeliśmy tylko "po godzinach" do ośrodka dla słoni, w którym był też sierociniec i szpital. Takich ośrodków jest może nie dużo, ale niemało, organizują w nich pokazy, można popatrzeć na kąpiel olbrzymów albo na nich pojeździć. Słonie wyglądały na zadbane, nie miały za uszami ran od łańcuchów. Jazda na oklep wymaga kilkugodzinnego treningu. Gdy słonie przestały być potrzebne w rolnictwie, turystyka pozostała ostatnim miejscem współżycia z człowiekiem - zbyt rzadko jednak ludzie są łagodni dla tych olbrzymów... Oficjalnie w Tajlandii żyje 3000 słoni dzikich i tyleż udomowionych. Słonie różnią się od afrykańskich - dla nas przede wszystkim delikatnie nakrapianą nasadą trąby i mniejszymi uszami, oficjalnie - mniejszym wzrostem i łagodniejszym charakterem.h.
Przy drodze prawie nie ma reklam (więcej jest w miastach), a już na pewno nie ma rekam o podtekście seksualnym. Są liczne szyldy, informacje o miejscach turystycznych, portrety sławiące króla. To niesamowicie piękne, jak ludzie kochają króla .... slowa o tym, że kochają go, bo król kocha i dba o ojczyznę bardziej, niż jego poddani, wzruszają. I słyszymy piękną opowieść o tym, jak w czasach, gdy Amerykanie bardzo intensywnie i skutecznie promowali swoją żywność, król przemówił do swojego narodu m.in. słowami: jeśli my, którzy produkujemy ryż, który tyle lat dawał nam siłę, nie będziemy go jeść, to kto będzie kupował od nas ryż?
Ryż ogladany na polach przez nas w różnych miejscach był na różnym etapie rozwoju: widzieliśmy pana siejącego ryż, ludzi rozsadzających małe kępki, zieloną trawę niższą i wyższą, ryż po niedawnych żniwach ...
Jedzenie boskie. Niskokaloryczne, smaczne, pachnące, kolorowe i ostre. Z ciekawszych potraw zjedliśmy sałatkę z liści herbaty, suszone krewetki, grzyby w sosie ostrygowym, gotowane krabiki z pola ryżowego, świeżutką ośmiornicę krojoną nożyczkami w talerzu, curry z ananasa, zieloną herbatę z mlekiem. I mnóstwo rzeczy w stylu "nie wiem, co jem". Nasze ulubione dania to zupy - tom yum i zielone curry. Wypalone wnętrzności łagodzą ryż i piwo o pięknej nazwie "słoń" (chang). Wiele rzeczy podawanych jest na bananowych liściach - gdy ich kiedyś zabrakło, pani z kuchni podeszła do najbliższego bananowca i uzupełniła brak.
Często w restauracjach siedzimy po turecku na bambusowej podłodze przy bambusowym, niskim stole, pijemy herbatę z bambusowych kubków.
Na drodze w tym terenie znacznie lepiej sprawowała się aplikacja "maps.me" niż google.
Przejechaliśmy 2000 km. W górach było pięknie, zielono, przeuroczo. Cudowne krajobrazy za co drugim zakrętem, nocą świeci Orion, mimo że jest ciepło. Ze względu na wilgotność widoki są lekko rozmazane, niezbyt wyraziste; caly czas mamy wrażenie, jakby była mniejsza lub większa mgła, albo jakby zaczynała nam się zaćma. Podoba nam się harmonia, w jakiej ludzie tutaj żyją łącząc cywilizację z naturą. Nikt nie ucieka przed pracą. Coraz bardziej rozumiemy białych, którzy szukają swego miejsca na Ziemi i tu je znajdują...